"Kamień legenda, magiczne miejsce" - tak o Kamieniu Świętojańskim pisał Witold Popiołek w swojej książce "Narew pełna wspomnień". Niestety, nie napisał nic więcej. Kiedyś kamień powszechnie znany, od wielkiej powodzi w roku 1979 zapomniany, gdyż został przysypany warstwą ziemi. Równo 40 lat nie było wiadomo, gdzie się znajduje, lecz w roku 2019 członkowie naszego Stowarzyszenia go odnaleźli i odkopali. To ogromny granitowy głaz o nietypowej, płaskiej powierzchni. Na głazie znajdują się inskrypcje - wyryte dwa krzyże. Głaz ten intrygował nas od początku, a zwłaszcza tajemnicze słowa Witolda Popiołka o legendzie i magicznym miejscu. Wiele lat zbieraliśmy strzępki informacji o nim. Z pojedynczych fragmentów udało się napisać legendę o tym kamieniu:
LEGENDA O KAMIENIU ŚWIĘTOJAŃSKIM, JANKU I MILENIE
ORAZ O DIABLE CHACHLUZIE
Siedział sobie diabeł Chachluz na bagnisku i rozmyślał: - Jak to jest, że inne diabły dorobiły się a to opuszczonego młyna, a to rozlatującej się karczmy, a diabeł Boruta w Łęczycy miał już nawet swój zamek. Za to on, mimo wielu starań, jak był czartem błotnym, tak i dalej czartem błotnym pozostał. Czyli w hierarchii diabłów stał najniżej. Śmiały się z niego inne diabły, że taki nieporadny i tylko wychodzą mu niegroźne psikusy. A to czasem zaplącze w kołtun koński ogon na pastwisku, a to porozrzuca siano w stogach, a to ukradnie kurę. Ludzie się go nie bali, raczej żartowali, czasami straszono nim małe dzieci. A i te, gdy dorosły do słusznego wieku sześciu lat, naśmiewały się z niego.
Ściemniało się. Z oddali słychać było coraz głośniejsze dźwięki rytmicznej melodii. Nadchodziła Noc Świętojańska, zwana też Nocą Kupały. Na brzegu Narwi zajaśniało ogromne ognisko. Kto żyw zmierzał w jego stronę aby bawić się do białego rana. Ocknął się Chachluz z zadumy. Czuł, że to będzie jego noc...
Na święto wybierał się także Janko, sierota. Rodzice zmarli mu wiele lat temu, podczas epidemii. Wychowywała go babcia, ale też pomarła niedawno. Od tego czasu tułał się między gospodarzami, wykonując drobne prace. Pasał krowy, pomagał w pracach gospodarskich za wikt i opierunek. Janko wykombinował sobie, że na Święcie Kupały na pewno pozna jakąś miłą pannę. Miał w końcu 17 wiosen i czas już był najwyższy. Ubrał się zatem w swój najlepszy przyodziewek i ruszył w stronę rzeki. Zabawa już się rozkręciła na dobre. Z początku wszyscy tańczyli razem. Kiedy jednak zaczęli dobierać się w pary, Janka nikt nie chciał. Dziewczęta wyśmiewały jego biedny ubiór, nieśmiałość, brak pewności siebie. Po wielu próbach Janko zwątpił. Przeklął swój los, po czym wykrzyknął w przestworza: - Oddam wszystko, żeby być takim, jak inni młodzieńcy.
Usłyszał to diabeł Chachluz. Na taką okazję długo czekał. Pojawił się przed Jankiem ubrany w schludny strój kupca.
- Witaj młodzieńcze. Dlaczego jesteś taki smutny w tę szczególną noc? Zobacz, wszyscy się dobrze bawią.
- Witaj panie. Jestem smutny, bo kolejna dziewczyna dała mi kosza. Nic mi się nie udaje. Ubrałem swoją najlepszą szatę, a i tak przy innych młodzieńcach wyglądam jak biedak.
- Mogę zaradzić na twoje kłopoty. Jak widzisz jestem kupcem. Mogę sprawić, że opuści cię pech i za rok będziesz bogatym człowiekiem – odparł diabeł i już zatarł ręce widząc żywe zainteresowanie młodzieńca. - Zapewnię ci bogactwo, powodzenie, odwagę, mądrość, szczęście. Jednym słowem wszystko to, co mają inni młodzieńcy, którym tak zazdrościsz.
- Tylko ja nie mam nic, nie będę mógł ci zapłacić.
- To nie problem. Zjawię się równo za rok i wtedy oddasz mi jedną ze swoich zdobyczy. Tę, o którą poproszę. Wystarczy mi tylko jedna rzecz.
Janko pomyślał, że nie ma nic do stracenia. Jest biedny jak mysz kościelna. Jeżeli zatem obietnica się spełni i zły los się od niego odwróci, z chęcią odda temu zacnemu panu jedną rzecz ze swojego przyszłego majątku, wszak kupiec obiecał mu całe bogactwo, więc cóż znaczy jedna mała rzecz.
- No to zgoda.
Diabeł wyciągnął pergamin.
- Podpisz. To tylko formalność.
Janko podpisał.
Od tej pory, dzień za dniem, tydzień za tygodniem, Janko zaczął nabierać pewności siebie. Przestał bać się puszczy, zaczął chodzić na polowania i za każdym razem przynosił cenną zdobycz. Zrezygnował z pracy u gospodarza. Nabrał krzepy. Upolowaną zdobycz wyprawiał i sprzedawał cenne mięso i skóry.
Wystarczyło też, że popatrzył, jak jakiś rzemieślnik coś robi, chwilę pomyślał, i zaraz robił niezgorzej niż on. Dziwili się ludzie, bo sam zbudował dom, postawił piec. Kupił też konia i teraz z polowania przywoził jeszcze więcej zdobyczy.
Zdobyte mięso Janko sprzedawał w karczmie. Tak poznał Milenę, córkę karczmarza. Była to miła, pracowita dziewczyna. Bardzo mu się podobała. Dziewczyna również była pod wrażeniem chłopca. Pamiętała go jeszcze jako chuderlawego, nieśmiałego, ale sympatycznego pastuszka. Podobała jej się tężyzna fizyczna Janka, pewność siebie, humor, mądrość i zaradność. Zakochali się w sobie.
Minął rok.
Na kolejną Noc Kupały Janko wybrał się z Mileną. Ludzie nie tylko mu zazdrościli, ale także go podziwiali i darzyli szacunkiem. Patrzyli z podziwem na strój, podziwiali spryt, wiedzę i szczęście. Wszyscy widzieli jak ciężko pracował przez ostatni rok. Nawet starsi traktowali go poważnie i liczyli się z jego zdaniem.
Po kilku tańcach Janko postanowił poprosić Milenę o rękę. Oświadczyny zostały przyjęte. Oboje wygłosili formułę: „Oddaję ci serce, oddaję ci duszę, oddaje ci siebie”.
Gdy to wypowiedzieli, pojawił się Chachluz i zażądał zapłaty:
- Co chcesz jako zapłatę? Przez rok dorobiłem się dzięki tobie pieniędzy, domu, ziemi, konia. Weź co chcesz i ile chcesz…
- Janie, rok temu podpisałeś cyrograf, że dziś oddasz mi jedną rzecz, którą przez rok zdobędziesz. Przed chwilą Milena darowała ci swoją duszę. Zgodnie z umową biorę ją jako zapłatę.
To powiedziawszy diabeł chwycił Milenę i umknął w zarośla.
Przerażony chłopak stał jeszcze chwilę jak wryty. W oddali krzyk Mileny stawały się coraz cichsze. Po chwili rzucił się w pogoń, ale w ciemności, po omacku, szybko stracił orientację. Noc była ciemna i pochmurna. Zwątpił.
- Co ja zrobiłem… Głupi myślałem, że zapłacę złotem, jak to się płaci kupcom, a to był diabeł i zażądał duszy mojej ukochanej…
Zdruzgotany położył się i zaczął rozpaczać. Noc Kupały to nie tylko najkrótsza noc w roku, ale też dzień jego patrona, świętego Jana. Zaczął się więc żarliwie modlić do niego o pomoc.
Tymczasem Milena, porwana przez Chachluza, została zaciągnięta na moczary i wrzucona w głębokie bagno, które z każdą chwilą wciągało ją coraz bardziej. Ruszała się z trudem, próbując chwycić rękami za wiotkie trzciny. Była coraz słabsza. Aż w końcu przestała walczyć. Czuła, jak powoli zapada się w zimne, lepkie błoto. W ostatnim momencie przypomniała sobie, że dziś dzień świętego Jana, imiennika jej ukochanego. Zaczęła się modlić do niego.
Żarliwe modły dwóch młodych osób dotarły do adresata. Święty Jan postanowił im pomóc.
W tym czasie…
Janko był półprzytomny. Równocześnie modlił się i płakał. Nie wiedzieć kiedy, przysnął. We śnie znalazł się na słonecznej polanie. Podszedł do niego człowiek.
- Czy wiesz kim jestem? Postanowiłem ci pomóc. Rok temu bardzo pochopnie podjąłeś decyzję. Wiedz, że diabeł tak naprawdę nic ci nie dał. Mogłeś to wszystko osiągnąć sam. Bogactwo, męstwo, mądrość, miłość kobiety. Diabeł tylko to przyspieszył. Pamiętaj, tylko ciężka praca daje nam okazję odkryć samych siebie, pokazać to, kim naprawdę jesteśmy, rozwinąć zalety i pokonać wady. Lecz teraz spiesz się, aby uratować dziewczynę. Do północy niewiele czasu. Nie będziesz mnie widział, ale w trakcie twojej wędrówki będę Ci towarzyszył. Będę twoją opoką, twoją podporą. Pamiętaj, podążaj za światłem.
Chłopak ocknął się ze snu. Podążaj za światłem, będę ci towarzyszył, podążaj za światłem – kołatało mu się ciągle w głowie. Rozejrzał się. Był sam w zaroślach, ciemno choć oko wykol. Nigdzie żadnego światła. Rozmyślając nad tym, gdzie dalej iść, dojrzał wychodzący zza chmury księżyc. – Światło! Tam muszę iść. Podążył w stronę księżyca. Długo zmagał się z gałęziami, krzakami i inną bujną roślinnością, która utrudniała mu drogę. Teren szybko zrobił się grząski. Szedł cały czas w stronę światła księżyca, błoto sięgało mu do kolan. Każdy krok był coraz wolniejszy. Przed nim zaczynało się zdradliwe bagnisko.
-Milena! - krzyknął.
Cisza. Miał przed sobą głębokie, niebezpieczne bagna. Niepodobna, aby można było dalej iść.
W tej samej chwili księżyc schował się za chmury. Znów zrobiło się ciemno.
- Cóż dalej? Gdzie iść? Żadnej wskazówki, żadnego znaku.
Na pochmurnym niebie dostrzegł gwiazdy. Dziwne. Poruszały się. Setki, jeśli nie tysiące światełek leciały w jego kierunku. Po chwili zaczęły osiadać tworząc zarys ścieżki.
-Świetliki! Muszę podążać wyznaczoną przez nie drogą.
Szedł po kępach roślinności, po wysepkach. Tuż obok bulgotały głębokie moczary, a w głowie Janka kołatała myśl: będę ci towarzyszył.
Wtem ścieżka się skończyła, a na jej końcu świetliki utworzyły gwieździstą kopułę. Pod kopułą, w grzęzawisku dostrzegł Milenę. Z bagna wystawała jej tylko głowa. Wskoczył w błoto, aby ją wydostać. Ale choć ciągnął, to jego samego bagno wciągało jeszcze głębiej. Każdy ruch pogarszał tylko sprawę. Mógł się jeszcze wydostać, uratować, ale postanowił być przy Milenie do końca.
- Święty Janie, miałeś być moją opoką! – zawołał - Proszę, pomóż nam raz jeszcze!
Wtem poczuł pod stopami coś twardego. Uniosło ich to do góry i wkrótce oboje leżeli na wielkim, płaskim głazie, który wynurzył się o dobry łokieć nad bagniskiem. Janek nagle poczuł spokój wewnętrzny. Zrozumiał, co święty Jan miał na myśli mówiąc: będę twoją opoką. Wiedział już, że są uratowani, że dopóki stoją na głazie, diabeł nic im nie może zrobić. Poczuł wdzięczność i siłę.
- Jesteśmy uratowani – szepnął Milenie, która odzyskała przytomność.
- Żądam swojej zapłaty! – wrzasnął diabeł, pojawiając się znienacka. Zaraz północ, chcę, co mi obiecałeś.
Diabeł rzucił się w ich stronę chcąc złapać Milenę, ale oślepił go blask świetlików, które otaczały ich szczelnie tworząc świetlistą kopułę. W rozpędzie i furii zderzył się z głazem, który nawet nie drgnął. Janko tylko się w duchu uśmiechnął. Wiedział już, że diabeł nie ma szans w starciu ze świętym Janem.
Noc była zimna, a oni oboje przemoczeni. Dziewczyna trzęsła się po długim pobycie w bagnie, lecz nagle z kamienia zaczęło wydobywać się przyjemne ciepło. Janko objął Milenę i mocno przytulił. Nad ich głowami zaświeciło milion świetlików. Noc zajaśniała czułością i oddaniem, a święty Jan mrugnął do Janka lewym okiem. A może to był tylko sen? Tego Janko już nie zarejestrował, ponieważ zasnął jak suseł, zmęczony ciężkim dniem, ale spokojny i szczęśliwy. A kamień?
Do rana ogrzewał ich swoim ciepłem.
Janko i Milena żyli długo i szczęśliwie, założyli rodzinę, mieli dużo dzieci. Jan do późnych lat życia cieszył się poważaniem okolicznych mieszkańców jako człowiek mądry, sprawiedliwy, zaradny.
Chachluz jako czart błotny znów płoszył zwierzęta, robił złośliwe psikusy. Denerwowało go, że wszędzie panoszyli się ludzie i miał coraz mniej miejsc na kryjówkę. Jego ulubione bagno, gdzie wrzucił Milenę, z czasem wyschło. Miał jeszcze kilka miejsc nad rzeczką Chachluzą, gdzie zwykł przebywać, ale gdy rzeczka zniknęła, gdzieś przepadł i diabeł.
Kamień pozostał do tej pory na starym miejscu. Bagno z biegiem lat wokół niego wyschło. Do lat 70-tych XX wieku kamień był ogólnie znany i często odwiedzany. W roku 1979 Ostrołękę nawiedziła wielka powódź. Aby ratować miasto, zdecydowano o budowie wału. Od strony Dzbenina wał bierze początek w pobliżu głazu. W to właśnie miejsce była zwożona ziemia na budowę wału. Niewykorzystana ziemia tak podniosła okoliczny teren, że na kolejne lata głaz znalazł się pod około 20-centymetrową warstwą ziemi. Na czterdzieści lat pozostał w zapomnieniu… Ludzie powiadają, że kamień ten ma cudowne moce, pomaga nieszczęśliwie zakochanym dokonać właściwego wyboru, a tym szczęśliwie zakochanym daje siłę na różne zmartwienia i frasunki. Bije od niego pozytywna energia. Bywa nazywany kamieniem zakochanych lub kamieniem świętojańskim.
Świetliki od tego pamiętnego dnia nazywane są również robaczkami świętojańskimi, gdyż to je zesłał święty Jan aby wskazały drogę przez bagna i chroniły młodych przed diabłem Chachluzem. Do dziś dnia można je spotkać obok kamienia, jak w ciepłe noce migocą bladozielonym światłem.
Morał z tej legendy jest taki, że za wszystko, co chcemy zbyt szybko osiągnąć, musimy drogo zapłacić. Na wszystko mamy czas i miejsce. Trwały sukces możemy zbudować tylko naszą ciężką pracą…
Źródła i wzmianki o kamieniu:
Fragment książki Witolda Popiołka pt. „Narew pełna wspomnień”. Autor wspomniał o kamieniu w krótkiej wzmiance
Zdjęcie z początku XX wieku. Posiadłość Państwa Jaworowskich. Obecnie to dzika plaża przy moście kolejowym. Z prawej strony od wiatraka znajduje się kamień świętojański. Kamień kiedyś wyznaczał granice posiadłości Jaworowskich. W tej chwili przez kamień przebiega też granica Miasta Ostrołęki i Dzbenina (zdjęcie udostępnione przez Pana Bohdana Wojciechowskiego).
Na zdjęciu: kamień w latach 70-tych. Górna powierzchnia kamienia znajdowała się wtedy kilkadziesiąt centymetrów nad poziomem gruntu. Na głazie siedzi Gabriela Kuderska z domu Jaworowska, znana ostrołęcka bibliotekarka (zdjęcie udostępnione przez Pana Bohdana Wojciechowskiego).
Wrzesień 2019 roku. Członkowie Stowarzyszenie EKOMENA usuwający wierzchnią warstwę ziemi z kamienia. Po czterdziestu latach znów można podziwiać kamień…
Na kamieniu są wyryte dwa krzyże…
Kamień obecnie. To olbrzymi granitowy głaz narzutowy o nietypowej, płaskiej górnej powierzchni o wymiarach: 4,8 x 1,8 metrów. Jakbyście chcieli go odnaleźć, to znajduje się on na wysokości miejsca, gdzie ulica Łęczysk przecina wał przeciwpowodziowy, 50 metrów w stronę rzeki. Najlepiej skręcić w polną drogę tuż za wałem, która prowadzi do dzikiej plaży i szukać resztek wysadzonego betonowego bunkra, który zbudowali Polacy tuż przed II wojną światową. Kamień znajduje się tuż przy resztkach bunkra.